czwartek, 23 lutego 2012

Mieszamy style i gatunki…

Ostatnio przeglądałam zestaw książek kulinarnych, który posiadam. Przyznaję, że jest imponujący. Od tradycyjnej przez współczesną kuchnię polską, włoską, mieszankę kuchni świata u Kręglickich, propozycje afrykańskie, azjatycki, australijskie, amerykańskie i kilka jeszcze innych. Dania na gorąco, na zimno, desery i ciasta opisywane w poszczególnych rozdziałach lub samodzielnych publikacjach. Nie starczy mi życia, żeby wszystkie propozycje wykorzystać i zrealizować. Co w takim razie, kiedy czasu nie wystarczy? Wybieram dania z ulubionymi składnikami lub te, które szczególnie budzą ciekawość. Kieruję się również upodobaniami gości, dla których przyrządzam ucztę. Bądź też ,,mieszam style i gatunki jak na imprezie trunki” – jak śpiewał jeden polski artysta. I taki stan rzeczy bardzo mnie zadowala. Przepis na bejcowanego łososia wg Billa Grangera (książka Najlepsze dania Billa – polecam)


 – owszem rewelacyjny, ale co jeśli chcę z łososia zrobić obiad? Biorę więc z przepisu zestaw przypraw do marynaty,


 a zmarynowaną rybę gotuję tak jak lubię, czyli w niskiej temperaturze i w próżni. Przepis na sos letni do makaronu super, dlatego nie zmieniłam nic i zastosowałam się wzorowo do receptury, tak samo w przypadku dressingu. Połączyłam jedno danie z drugim i wyszedł pyszny obiad.


A co ważniejsze spróbowałam nowych smaków, nowych połączeń i na szczęście nie skończyło się rewolucją jak po łączeniu wspomnianych przeze mnie wcześniej trunków. Mieszać więc będę style i gatunki, i nie zaprzestanę uzupełniania książkowego zestawu kulinarnego. Nawet jeśli skończy się tylko na oglądaniu i inspirowaniu się lekturą.
Łosoś w mojej wersji


800g łososia
2 łyżeczki ziaren czarnego pieprzu
1 łyżeczka białego pieprzu
2 łyżeczki grubej soli morskiej z algami
3 łyżeczki ziaren kolendry
2 łyżki posiekanego kopru
Czarny pieprz, sól, ziarna kolendry wsypujemy do moździerza i ucieramy na proszek. Mieszanką nacieramy łososia, dodatkowo posypujemy białym pieprzem i posiekanym koprem.


Rybę kładziemy na talerzu, okrywamy folią spożywczą i zostawiamy na noc w lodówce. Następnego dnia pakujemy do worka, odsysamy powietrze i szczelnie zawiązujemy. W garnku zagotowujemy wodę  i studzimy ją do 70 stopni. Dopiero wtedy wkładamy rybę i przykrywamy pokrywką. Rybę gotujemy w ten sposób przez 20 minut. Po tym czasie wyciągamy z woreczka i podajemy.
Dressing musztardowo koperkowy


1 łyżka musztardy Dijon
1 łyżka cukru pudru
1 łyżeczka soli morskiej
2 łyżki białego octu winnego
125ml oleju
2 łyżki posiekanego kopru  
Miksujemy musztardę, cukier, sól i ocet, na koniec dolewamy olej i chwilę znowu miksujemy. Dodajemy koper i mieszamy. Dressingiem polewamy łososia.
Makaron z letnim sosem pomidorowym
200g makaronu
60ml oliwy z oliwek
2 ząbki czosnku
1 papryczka chili –można zmniejszyć ilość
250g małych pomidorków – wybrałam truskawkowe
skórka starta z połowy cytryny
garść liści bazylii
sól morska
czarny pieprz


Makaron gotujemy al dente w osolonej wodzie. Na patelni rozgrzewamy oliwę i podsmażamy na niej posiekane drobno chili i zmiażdżony, i posiekany czosnek. Smażymy chwilę. Dodajemy przekrojone na połówki pomidorki i dusimy około 3 minuty, żeby zmiękły.


Doprawiamy solą, pieprzem  i skórką cytrynową. Mieszamy i dorzucamy liście bazylii. Mieszamy i zagotowujemy sos. Ugotowany makaron polewamy tak przygotowanym sosem.

środa, 8 lutego 2012

Podobne myśli i upodobania?

I znowu muszę przywołać tygodnik Wprost – numer z tego tygodnia. Oczywiście z powodów kulinarnych i felietonu Magdy Gessler Czekoladowe zimowanie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy do niego dotarłam. Nie dalej jak w niedzielę pokusiłam się o przygotowanie czekoladowych sufletów z sosem malinowym. Chciałam je upiec z dwóch powodów – po pierwsze nigdy ich nie przyrządzałam, po drugie mój domowy czekoladowy potwór uwielbia desery czekoladowe i chciałam mu zrobić przyjemność. Ale co to ma wspólnego z felietonem Magdy Gessler? No właśnie czekolada jest tu wspólnym mianownikiem.


Felieton niezwykle ciekawy, bo o ile Kolumb, Rudolf Lindt i Aztekowie są mi jak najbardziej znani, o tyle już Hernan Cortes, Konrad von Houten nieco mniej, a właściwie wcale. A wszyscy oni przyłożyli się do sprowadzenia ziarna kakaowca do Europy, a następnie dzięki temu do wyprodukowania czekolady w formie nam współcześnie znanej. Restauratorka zaproponowała czekoladę do picia z dodatkiem mleka, śmietany, likieru Cointreau – tak na rozgrzewkę w zimowe wieczory. Ja zaś proponuję suflety z sosem malinowym – tak dla smaku.


Przepis na deser pochodzi z książki Gino D’Acampo Buonissimo!, jednak przepis na sos zmodyfikowałam, podaję więc dwie wersje.
Suflety czekoladowe z sosem malinowym


30g solonego masła w temperaturze pokojowej
300g ciemnej czekolady – co najmniej 70% kakao
4 żółtka
8 białek
120g cukru pudru
Piekarnik rozgrzewamy do 220 stopni. Masłem natłuszczamy foremki do sufletów wysypujemy je odrobiną cukru pudru, nadmiar cukry wytrząsamy


i chowamy naczynia do lodówki. W kąpieli wodnej rozpuszczamy czekoladę, a następnie odstawiamy, by przestygła. Dodajemy następnie do czekolady po jednym żółtku i mieszamy – masa zrobi się gęsta. Białka z cukrem ubijamy  na sztywną pianę i dodajemy po trochu do masy czekoladowej, delikatnie mieszając.


Masa musi być puszysta. Rozkładamy masę do wcześniej przygotowanych naczyń. Wyrównujemy górę i wkładamy do piekarnika na 12-14 minut. Koniecznie pilnujemy czasu, bo suflety łatwo wysuszyć.
Sos malinowy 1 (oryginalny)
220g malin
70g cukru pudru
50ml czerwonego wina
50ml likieru Grand Marnier
Maliny miksujemy i przecieramy przez sito do garnka. Dodajemy cukier, wino i likier. Całość zagotowujemy i dusimy przez 5 minut, by zredukować sos. Sosem polewamy suflety lub robimy w nich dziurkę i wlewamy sos do środka.
Sos malinowy 2


250g malin – mogą być mrożone (właśnie takich użyłam)
3 łyżki cukru kandyz
50ml nalewki z wiśni
Maliny zagotowujemy i przecieramy przez sito. Następnie dodajemy cukier i nalewkę z wiśni. Wszystko zagotowujemy. Gotujemy około 10 minut, by sos zgęstniał. Sosem polewamy suflety lub robimy w nich dziurkę i wlewamy sos do środka.


poniedziałek, 6 lutego 2012

Konkretna zupa…

Mrozy nie odpuszczają i mamy głęboką zimę. Codziennie wracamy zziębnięci do domu i wymyślamy czym by tu się ogrzać. Robimy herbatkę, stoimy blisko kaloryfera, rozcieramy zziębnięte dłonie, wkładamy góralskie bambosze, bierzemy gorące kąpiele z aromaterapią. Magda Gessler publikuje we Wproście felieton na temat zalet omasty i jej wyższości nad sosem śmietanowym zwłaszcza teraz zimową porą. Ja już wypróbowałam herbatę z malinami, z sokiem porzeczkowym, dania z imbirem, z chili. A teraz pomyślałam o konkretnej zupie. Takiej, co to wspaniale rozgrzewa, cudnie smakuje i nawet przerażająca ilość kalorii w niej zawartych nie jest w stanie nas powstrzymać przed jedzeniem jej wcale  w niemałych ilościach.  Jako że regularnie piekę chleb, mam sporą ilość zakwasu, który właśnie jest podstawą rzeczonej zupy.


Tak, tak właśnie o żurku piszę, bo to naprawdę konkretna zupa na teraz, bo latem mogłaby być zbyt ciężka, choć dla smakoszy to żaden problem.


A zalety? Mnóstwo – wystarczy tylko spojrzeć na składnik.
Żurek
20dag wędzonego surowego boczku
50g szynki surowej do gotowania
5 białych surowych kiełbas
2 żeberka
2 ząbki czosnku
2 białe cebule pokrojone na ćwiartki
3 marchwie
1 pietruszka
1 por
0,5 selera
garść suszonych grzybów
10 ziaren ziela angielskiego
20 ziaren pieprzu
3 listki laurowe
10 ziaren jałowca
sól
3 – 4 litry wody
oliwa z oliwek
1 ząbek czosnku roztarty z solą


1,5 łyżeczki chrzanu
1,5 szklanki zakwasu o konsystencji gęstej śmietany i 1 szklanka wody do rozcieńczenia
0,5 szklanki gęstej śmietany w temperaturze pokojowej
majeranek
Na oliwie z oliwek przesmażamy pokrojony na plasterki boczek i szynkę z czosnkiem i cebulą. Wlewamy wodę, wkładamy żeberka, marchwie, pietruszkę, por, seler, suszone grzyby, pieprz, ziele angielskie i ziarna jałowca. Zagotowujemy wywar i solimy. Gotujemy na wolnym ogniu 1,5 godziny.


Po tym czasie odcedzamy wywar i dodajemy czosnek roztarty z solą, chrzan i rozmącony z wodą zakwas. Dodajemy również całe kiełbasy.


Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy znowu na wolnym ogniu przez 30 minut. Na koniec dokładamy wcześniej wyjęte z wywaru grzyby i boczek i przyprawiamy majerankiem. Dodajemy śmietanę i mieszamy. A kiełbasy kroimy na plasterki i znowu wkładamy do zupy. Zagotowujemy. Żurek najlepiej jeść następnego dnia, kiedy smaki się połączą. Podajemy z ziemniaczkami i jajkiem.