Szalone pomysły to moja
specjalność. Znudzona nieco warsztatami szukam nowych wyzwań i testuję jaką
drogę wybrać. Dlatego na pierwszy ogień poszedł pomysł - a może popracować w restauracji
– choć chwilowo i tak nie mam na to czasu, sprawdzam jak wygląda kuchnia od
kuchni. I tak zjawiłam się w jednym z okolicznych lokali. Wybrałam taki,
którego menu jest w miarę ciekawe, a przyrządzanie dań mogłoby być dobrą
lekcją. Tymczasem rzeczywistość była bliższa Kuchennym rewolucjom Magdy Gessler niż moim ideałom. Udając gąskę,
weszłam do kuchni, w której żywa była jeszcze nocna impreza, a raczej jej trup
wyzierający zewsząd. Zatłuszczone zlewozmywaki, piece, usyfiona podłoga, a
gdzie tylko nie spojrzeć brudne gary z pozostałościami. Do otwarcia lokalu
pozostała godzina, to tak na marginesie. I jak tu gotować dla gości? Najpierw
więc zagarnianie syfu. Jakoś się to udało. Jeszcze szybki rekonesans co gdzie
jest. Oczywiście królują zamrażarki wypełnione wszystkim. Zatowarowanie jak na
całą kompanię wojska. No dobra, wybór właścicieli jak ulokować pieniądze. W
końcu pierwsi goście. Kucharze wydają odgrzewane zupy nalewane z plastikowych
wiader, wcale nie gotowane na świeżo. Sosy też zalegają w plastiku. Dania
makaronowe oparte na makaronie gotowanym dwa dni wcześniej w najlepszym
przypadku z wczoraj i odgrzewanym w gotowym sosie. Deser dnia w oparciu o
ciasto kruche upieczone kiedyś tam. I nagle spada widelec. Chyba wolałam jednak
nie widzieć podłogi, bo to, co zobaczyłam przyprawiło mnie o trwogę i odruch
wymiotny. Syf to mało powiedziane. Brakowało tam tylko kurwy i szczura –
przepraszam za dosłowność, ale muszę. Magdo Gessler gdzie jesteś? – pomyślałam sobie.
Idźmy dalej, a tam im bardziej w las, tym więcej drzew. Patelnie… Określić je
mianem zniszczone - za mało, złom – za mało, dramat – nadal za mało.
Powiedziałabym tylko – należy je wywalić, bo do niczego innego się nie nadają.
I pani – ,,Mistrz”, ktoś, kto uczy młodych zawodu. Co tekst to lepszy – poziom językowy
może pominę. Choć wychodzę z założenia, że co w słowniku, to można używać. Jednak
stwierdzenie – uwaga cytuję:
,, Co to jest sous vide
dowiedziałam się w tym tygodniu. To nic innego jak wpierdolić coś do wody i
długo gotować. Na chuj sprzęt za tysiące?”. I tak kilka razy pani ,,Mistrz”
wykazywała się mistrzostwem, niestety niewiedzy. Wstyd i jeszcze raz wstyd! Jak bumerang wróciła także nocna impreza, bo
zapłacone jedzenie nie trafiło do klienta, ale po prostu zostało. Co teraz z
nim zrobić? Tego też chyba wolałabym nie wiedzieć – ,,No można zamrozić, no
można także je jeszcze raz sprzedać jako świeże (niby) danie. Przecież ktoś to kupi”. Oj biedni ci, którzy
na takie coś trafią. Tak samo ci, którzy jedli barszcz, który tak naprawdę
nadawał się do wylania z wiadomych względów. Sraczka murowana. Nie, nie, nie!!!
Wszystko co zobaczyłam napawa obrzydzeniem. To jednak nie koniec. Na koniec
dnia szefostwo poprosiło mnie o moje danie i deser. Ugotowałam, bo dlaczego
nie? Wzięłam produkty, które wydawały się być w miarę świeże i do dzieła.
Powstał – cytrynowy grillowany kurczak, na makaronie z cukinii z czosnkiem i
ziołami oraz hiszpańska sałatka z grejpfruta i czerwonej cebuli. Danie lekkie,
odświeżające i z ogonem smakowym. Deser był wariacją na temat szwarcwaldzkiego tortu
w wersji mini. Zjedli i… Nie powiedzieli nic. Zachowanie powiem szczerze
dziwne. No ale cóż. Jaki pan, taki kram. Pomysł na pracę w okolicznych
restauracjach upadł, bo przez to naprawdę można by znienawidzić gotowanie.
Jednak nie poddaję się, bo jest duch w braci gastronomicznej. I są ludzie,
którzy mają ogromną wiedzę, niesamowite umiejętności i cudowną filozofię opartą
na szacunku przede wszystkim dla Gości, dla produktu i robią rzeczy cudne
wprost. Nie wymienię wszystkich. Wzorcami bezdyskusyjnie są: Maciej Rosiński –
mistrz deserów i Ambasador czekolady, Sebastian Krauzowicz – twórczy wywrotowiec
jakich mało, Przemysław Kuśnierek – który w swojej restauracji Sezonova zmienia
kartę dwa razy w tygodniu i jest mistrzem zimnych bufetów, Rafał Niewiarowski –
ze swoimi, jak ja to mawiam barokowymi, daniami i duszą artysty, Tomasz Purol –
którego każde danie jest przemyślane i pyszne, Tomasz Nowak – z kulinarną
fantazją, Ewa Malika Szyc – Juchnowicz z afrykańską duszą. I jeszcze
kilkanaście osób, których nie wymieniłam, a pewnie powinnam, ale nie chcę
przynudzać. Zadaję sobie szereg pytań – dlaczego nie szanuje się Gości? na czym
można i chce się dorabiać? jak to jest z budowaniem własnej marki? co z
sezonowością? To była gorzka lekcja, ale bezcenna. Nie poddaję się i szukam
własnej drogi. Nadbiłam sobie zatem dzisiaj, tworząc danie, które wpisuje się w
moją filozofię - smak, świeże produkty i szacunek dla człowiek są
najważniejsze.
I tak na marginesie można nie mieć wykształcenia
gastronomicznego, ale kiedy gotuje się z pasją i z sercem można dokonywać cudów
i dawać drugiemu człowiekowi poczucie szczęścia i wyjątkowości. Zatem
instynktownie - instynkt jest jednak moim najlepszym doradcą - kieruję się na własną ścieżkę.
Perliczka/
warzywa/ kluski
1 perliczka
100g solonego masła
2 łyżki koperku grubo posiekanego
2 łyżki natki pietruszki grubo posiekanej
morska sól
świeżo mielony czarny pieprz Appetita
0,5 cytryny przekrojonej wzdłuż
1 burak pokrojony w ósemki
kilka małych marchewek
2 małe czerwone cebule pokrojone na ćwiartki
2 małe białe cebule pokrojone na ćwiartki
4 ząbki czosnku w łupkach
kilka małych obranych ziemniaków
zioła prowansalskie Appeitia
szczypta wędzonej papryki
szczypta wędzonych płatków chili
2 łyżki oleju rzepakowego
Masło, natkę i koper łączymy, mieszaninę upychamy pod skórę
na piersiach. W środek perliczki wkładamy połówkę cytryny. Oprószamy mięso solą
i pieprzem. Naczynie żaroodporne smarujemy olejem rzepakowym, wkładamy warzywa,
przyprawiamy solą, pieprzem, ziołami prowansalskimi, wędzoną papryką i płatkami
chili, dodajemy kilka wiórków masła.
Na tak przygotowane warzywa układamy
mięso,
pieczemy 60 minut w piekarniku nagrzanym na 200 stopni.
Kluseczki
300g mąki pszennej
250g twarogu
3 jajka
150ml mleka
1 łyżeczka soli
szczypta gałki muszkatołowej Appetita
Wszystkie składniki wyrabiamy w misce. Odstawiamy na 10
minut i po tym czasie ponownie wyrabiamy. W dużym garnku zagotowujemy wodę,
solimy. Ciasto przecieramy przez Kluseczkomanię – taki gadżet marki Tupperware –
czekamy aż kluseczki wypłyną i zagotują się. Wyjmujemy na półmisek.