Zewsząd zalewają nas
rozmaite diety i nawet nie będę silić się na wymienianie ich, bo po co? Celem
nadrzędnym większości z nich jest zbicie wagi, czyli po prostu odchudzanie. Nie
będę tu rozwodzić się nad zasadami, zasadnością ich stosowania, konsekwencjami.
Zainteresowała mnie jednak raw dieta, czyli surowa. Co to oznacza? Nic innego
jak jedzenie surowych produktów, bez nabiału – choć ten jest dopuszczalny, ale
też w wersji nieprzetworzonej, ryb, mięsa. Zostają zatem tylko owoce i warzywa,
zioła i mikro zioła, orzechy, migdały itp. Nie, nie zamierzam na nią przejść z
wielu powodów. Lubię pieczywo, mięso, sery, ryby, a co najważniejsze uwielbiam
gotować i jakoś nie wyobrażam sobie żyć na surowiźnie. Nie, to nie jest w żaden
sposób krytyka. Choć oglądając zdjęcia znajomej sprzed raw i w trakcie, to
chyba nie jest dla niej najlepsza droga.
Podobają mi się niektóre przepisy i czasami przyrządzam coś w stylu raw diety,
ale to tylko jednorazowe wybryki, bo akurat coś mi pasuje smakowo. Zastanawia mnie
jednak taka rzecz, czy raw to dieta czy styl życia? Jeśli dieta, to w sumie w
każdej chwili można ją przerwać, jeśli już osiągnie się pożądane efekty, np.
redukcję wagi, zbicie cholesterolu czy podwyższonego poziomu cukru we krwi.
Można też powiedzieć, że to zdrowy styl życia i tak naprawdę już na zawsze tak
funkcjonować. Czy jednak na pewno zdrowy? Sezon zimowy musi być dla osób,
będących na surowej diecie naprawdę trudny. Gdzie można kupić świeże owoce i
warzywa, które nie spędziły w podróży ostatnich kilku tygodni? Mrożonki też
chyba nie są najlepszym rozwiązaniem, jakoś nie wyobrażam sobie rozmrażać groszku
i tak go sobie jeść z paczki, ewentualnie zmiksowanego na jakąś pastę. Nie
wiem, nie wiem… Może jednak warto żyć tak w zgodzie z kalendarzem sezonowym,
czyli w odpowiednim czasie jemy, to ,co jest dostępne w sadzie i ogrodzie.
Sezon jesienny i zimowy zawsze można przetrwać na zapasach poczynionych w sezonie
letnim i wczesno jesiennym. Natomiast decyzja czy jeść mięso czy nie to kwestia
indywidualna. W sumie mogłabym go nie jeść, ale ryb, serów i mleka na pewno nie
jestem w stanie odstawić. Po prostu lubię je i tyle. Sezonowość to mój styl
życia, dlatego dzisiaj przepis, który trochę realizuje zasady Raw, a trochę
sezonowości. I co trochę nietypowe w moim przypadku – deser.
Serniczki w stylu raw
Spód
60g uprażonych i obranych z
łupin orzechów laskowych
25g płatków owsianych górskich
2 łyżeczki oleju kokosowego
1 łyżka syropu daktylowego
(można dać klonowy, z agawy, miód)
Masa
230g serka homogenizowanego naturalnego
30g nierafinowanego cukru
trzcinowego
2 łyżeczki esencji waniliowej (lub
pół paczki cukru wanilinowego Appetita, lub ziarenka wanilii wyskrobane z połowy laski)
4 łyżki śmietany 30%
2 łyżki syropu porzeczkowego z
winem
0,5 łyżeczki żelatyny plus
odrobina wody do namoczenia i trochę jeszcze wrzątku do rozpuszczenia żelatyny
100g jeżyn lub innych owoców
Spód
Orzechy i płatki owsiane mielimy
w blenderze na grubość tartej bułki. Dodajemy olej kokosowy i syrop daktylowy i
mieszamy. Wykładamy masę do 4 ausztacherów i przyciskamy, by spód był zwarty.
Wkładamy do lodówki.
Masa
Namaczamy żelatynę w odrobinie
wody i odstawiamy, następnie dolewamy odrobinę wrzątku i mieszamy do
rozpuszczenia. Do miski wkładamy ser,
dodajemy cukier, śmietanę, esencję waniliową lub wanilię, lub cukier
wanilinowy, wlewamy syrop porzeczkowy – miksujemy na gładką masę.
Do
rozpuszczonej żelatyny dodajemy łyżkę masy serowej i mieszamy, następnie
mieszaninę przelewamy do masy serowej i chwilę miksujemy. Masę serową
przekładamy na spody do ausztacherów.
Chłodzimy serniczki około 3 godzin. Wyjmujemy
z ausztacherów i podajemy z owocami, polewamy odrobiną syropu porzeczkowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz