Uwielbiam orientalne dania –
charakteryzuje je na ogół wyrazisty smak, niesamowity zapach i zawsze jest w
nich mnóstwo ciekawych dodatków. Co prawda powtarzają się, ale można je
krzyżować na miliony sposobów i zawsze uzyska się nowy wymiar smaku. Jako że
nadal nie mogę przeżyć niedzielnej porażki z obiadem na mieście, łaknę
intensywnych smaków. Powoli komponuję zestaw zup z dodatkiem mleka kokosowego –
na blogu jest już kokosowa
zupa z fasolą, pomidorowa
w wersji orientalnej z krewetkami, a także – moja ulubiona – zupa
kurczakowa. Mówi się, że kokos to lekarstwo na wszystkie choroby, a mleko
kokosowe zawiera aminokwasy i witaminę C. To także źródło tłuszczu,
białka i cukru, a także kwasu foliowego, żelaza, wapnia, potasu i magnezu. Mleko
kokosowe polubiłam najpierw za jego smak, a później dopiero, gdy poczytałam co
nieco o nim, za jego właściwości. Nie jest jednak łatwo ukryć jego aromat.
Dlaczego jednak miałabym to robić? Mam w swoim rodzinnym gronie kogoś, kto
absolutnie nie znosi kokosów i nie je ich nigdy pod żadną postacią. Jeśli
podejrzewa, że kokos w daniu czy deserze jest zakamuflowany, na wszelki wypadek
nie je lub po prostu pyta o składniki. Pewnego razu wpadł w porze obiadowej z
wizytą, taką niezapowiedzianą. Akurat zajadaliśmy zupę kurczakową. Padło pytanie,
czy spróbuje. Odpowiedź była twierdząca. Wszyscy czekaliśmy na reakcję, wyczuje
czy nie wyczuje aromat kokosowy. Ocena była następująca - ,,Dobre, trochę takie orientalne”. Dopiero
po fakcie odkryłam karty i powiedziałam o zawartości mleka kokosowego w zupie.
Tak czy owak nawet przeciwnik kokosów zjadł i nie narzekał. Innym razem, kiedy planowałam
warsztaty dla młodych mam z terenów wiejskich, założyłam sobie, że pokażę im
trochę inny wymiar kuchni. Postanowiłam więc pokazać im afrykańską zupę
kokosową z fasolą, a przy okazji chciałam, żeby poznały nowe składniki, które
są już u nas łatwo dostępne i warto nimi wzbogacić domowe dania. Dziewczyny popróbowały i zachwyciły się do tego
stopnia, że zupę wprowadziły na stałe do domowych jadłospisów. Mimo
wcześniejszych obaw, że nie przyjmie się. Ucieszył mnie fakt, że kiedy pomagały
organizować niedawny festyn postanowiły dla uczestników ugotować nowo poznaną
zupę. Były niezwykle dumne z siebie, bo zupa udała się, a co najważniejsze
uczestnicy festynu bardzo ją chwalili. Czas zatem na kolejną odsłonę zupy z
mlekiem kokosowym, tym razem w połączeniu z bakłażanem, młodą fasolką
szparagową i czerwoną pastą curry.
Tajska
zupa z kurczakiem
2 pojedyncze filety z kurczaka pokrojone w paski
200g żółtej fasolki szparagowej pokrojonej na kawałki
1 por pokrojony na 2-centymetrowe kawałki
1 biała cebula pokrojona w grubsze kawałki
1 bakłażan pokrojony w kostkę
2 duże pomidory lekko zblendowane jeśli ktoś woli całkowicie
500ml mleka kokosowego
3 łyżki sosu sojowo-grzybowego
2 czubate łyżki czerwonej pasty curry
750ml bulionu warzywnego
sól
świeżo mielony czarny pieprz
olej ryżowy
W dużym garnku rozgrzewamy
olej ryżowy, dodajemy pastę curry i przesmażamy chwilę, cały czas mieszając.
Dodajemy kurczaka i chwilę smażymy. Wrzucamy por, cebulę, fasolkę, bakłażana i
pomidory. Znowu chwilę przesmażamy i mieszamy. Wlewamy bulion, sos
sojowo-grzybowy, mleko kokosowe i zagotowujemy. Zmniejszamy ogień i gotujemy pod
przykryciem 20-25 minut – w zależności czy chcemy mieć warzywa dogotowane, czy
lekko al dente. Doprawiamy solą i świeżo mielonym czarnym pieprzem. Opcjonalnie
dodajemy płatki chili, jeśli ktoś lubi ostre smaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz