Moje lenistwo w końcu
zostało ukarane. Zwykle w weekend gotuję, bo mam czas, bo mam zapał i chęci, bo
lubię. Tym razem w niedzielę, umęczona nieco piątkiem i sobotą, podczas których,
jak to mawia mój uczeń, ,,miałam gotowanie (a właściwie pieczenie) na maksa”
nie dla siebie jednak, postanowiłam zjeść,
jak to się mawia, na mieście. Liczyłam na dobry obiad w jednej z wrzesińskich
restauracji. I co? Tak jak określiłam w pierwszym zdaniu – surowo zostało ukarane
moje lenistwo. Szkoda, że niewiele zostało lokali we Wrześni, w których można
dobrze zjeść. Właściwie uważam, a właściwie teraz już jestem pewna, że została
tylko jedna restauracja, do której udać sie warto – Winiarnia We We.
I chyba diabeł mnie pokusił, że tam nie poszłam. Co właściwie się stało? Mc
Donalds rozłożył niestety tradycyjne lokale, bo trudno konkurować z ceną
zestawu – 9,50, powiększonego niecałe 18,00. Restauracje rządzą się nieco innymi zasadami niż sieciówka z szybkim
jedzeniem. Nie o tym jednak chciałam pisać. Wracam do tematu głównego, tak czy
owak coś zostało i od tych miejsc jako klienci mamy prawo wymagać. I tu pojawia
się problem. Wchodzimy do restauracji, a tam straszą sztuczne kwiaty i
pompatyczny wystrój. Jakoś to przetrwałam. Co dalej? Otwieram kartę dań, którą
podała mi kelnerka bez uśmiechu, raczej z pytającym wyrazem twarzy - ,,Po co tu
przyszliście?”. To też wytrzymałam. Karta zawiera typowe dania kuchni polskiej:
barszcz, rosół, kotlet schabowy, golonka, stek itp. Szału nie ma, inwencji
twórczej wcale, nowatorstwa w ogóle. Wybór został dokonany: krem brokułowy,
żurek. Dania główne – filet z kaczki, stek, pieczeń karkówki. Co ciekawe,
kelnerka nie zapytała o stopień wysmażenia kaczki i steku, więc sama
powiedziałam jaki preferujemy. O ile zupy, powiedzmy, dało się zjeść, choć
żureczek ubogi, a brokułowa posypana tanim serem żółtym, o tyle dania główne
niejadalne. Co było nie tak? Ano kucharz chyba stracił smak albo po prostu go
nie ma. Sos pieczeniowy do karkówki bezsmakowy, kaczka czarna i sucha jak
drewno, pyzy bez soli, stek wysmażony do granic możliwości. To nie koniec –
mieszanka warzyw: ogórek, kapusta pekińska i co nieco papryki byle jak
pokrojona, bez przypraw i dresingu, ale to jeszcze nie koniec. Gwoździem do
trumny były tzw. pieczone ziemniaki, które okazały się być mrożonką odsmażoną w
nieświeżej fryturze, śmierdziało to niemiłosiernie. Prawie wszystko więc
zostało na talerzach. A wniosek nasunął się jeden – nigdy w życiu nikt mnie tam
nie ujrzy i choćbym miała paść na twarz ugotuję sobie obiad sama w domu.
Zniesmaczona strasznie zapragnęłam bogatych smaków, mnóstwa aromatów, dobrze
przyrządzonego mięsa. Od kilku dni jakoś tak chłodno, więc dzisiaj w kuchni
zapachniało orientalnym klimatem. Powstał tadżin z kurczaka. Co prawda nie
dorobiłam się jeszcze oryginalnego naczynia do tadżinu, świetnie jednak nadał się
tutaj garnek żeliwny. I choć danie nie do końca wpisuje się w kanony piękna, bo
trudno jest pięknie podać dania jednogarnkowe, smakuje wyśmienicie.
Tadżin
z kurczaka
5 ćwiartek z kurczaka
rozciętych na dwie części
3 duże marchewki pokrojone w słupki
3 małe cebule posiekane w
pióra
6 dużych ząbków czosnku
pokrojonych w grube plasterki
1 puszka ciecierzycy gotowanej
na parze
250ml bulionu warzywnego
250ml soku pomidorowego (4
pomidory malinowe blendujemy na sok)
grubo posiekany pęczek natki
pietruszki
2 łyżki posiekanych liści
mięty
300g ugotowanej al dente
żółtej fasolki szparagowej
1 kopiasta łyżeczka imbiru
Appetita
1,5 łyżeczki słodkiej papryki
Appetita
1 kopiasta łyżeczka kurkumy
Appetita
0,5 łyżeczki zmoździerzowanych
ziaren kolendry Appetita
0,5 łyżeczki zmoździerzowanego
kminu rzymskiego
0,5 łyżeczki płatków chili
szczypta cynamonu Appetita
świeżo mielony czarny pieprz
Appetita
sól
oliwa z oliwek
W naczyniu żeliwnym
rozgrzewamy oliwę z oliwek. Wrzucamy cebulę i czosnek, chwilę przesmażamy. Dosypujemy
imbir, kolendrę, kmin, paprykę, płatki chili, cynamon, kurkumę, mieszamy i
znowu przesmażamy. Dodajemy mięso, przyprawiamy solą i pieprzem, wlewamy
bulion, przykrywamy i dusimy 20 minut. Następnie dodajemy marchewkę i
ciecierzycę, dusimy pod przykryciem kolejne 15 minut. Wlewamy sok pomidorowy i
dusimy dalej 15 minut. Na koniec dodajemy fasolę, natkę i liście mięty i
mieszamy. Zagotujemy i gotujemy chwile, ąby zredukować sos. Podajemy z
pełnoziarnistym ryżem lub z pieczywem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz