piątek, 31 października 2014

Idzie ku lepszemu…



Cieszę się, naprawdę cieszę się. Nawet bardzo… Dlaczego? Biadolę strasznie nad żywieniem dzieci w placówkach, stołówkach, podczas wycieczek i zielonych szkół. Sama na własnej skórze w ostatnich kilku dniach doświadczyłam jak kiepskie jedzenie podaje się dzieciom i młodzieży. Określiłam je mianem niejadalnego. Niestety taką mamy rzeczywistość. Od dłuższego czasu przyglądam się z uwagą działaniom Grzegorza Łapanowskiego realizującego  projekt Szkoła na widelcu. Czytam wszelkie materiały z nim związane, bo i mi się bardzo przydają. Jakiś czas temu zostałam poproszona przez panią dyrektor nekielskiego przedszkola Mali Einsteini o przeprowadzenie warsztatów kulinarnych dla pracowników tej placówki. Tematem miało być zdrowe odżywianie przedszkolaków. Przyznam, że miałam obawy czy podołam zadaniu i solidnie przygotowałam się do realizacji. Poczytałam kilka publikacji, jeszcze raz poprzeglądałam materiały Szkoły na widelcu, skonsultowałam się z Grzegorzem Łapanowskim i ostatecznie skomponowałam menu. Postanowiłam, że przyrządzimy dania od śniadaniowych po kolacyjne. I tak wybrałam: zdrową wersję nutelli, którą maluchy pochłaniają w ogromnych ilościach,



mleczny pudding z owocami,



orkiszową chałkę z jagodami goji, 




krem brokułowy, 




sałatkę z kurczakiem i owocami, zapiekankę na makaronie razowym z kurczakiem i brukselką, naleśniczki  z mąki pełnoziarnistej z wiśniami. 




Paniom




 
i właścicielowi placówki propozycje przypadły do gustu, a i okazało się po kilku dniach, że dzieci chętnie próbują nowych dań, mimo że początkowo podchodzą do nich ostrożnie. Bardzo mnie ucieszył fakt, że wreszcie idzie ku lepszemu w kwestii odżywiania dzieci, bo to naprawdę ważne co maluchy jedzą. Mam nadzieję, że będzie przybywać placówek, dla których obok ogólnie pojętej edukacji priorytetem będzie promocja zdrowego stylu życia wśród dzieci i młodzieży.
Jednocześnie bardzo dziękuję za wsparcie partnerom warsztatów kulinarnych, które prowadzę: Hendi, Kenwood, Appetita, Monini, Teekanne, Jan Niezbędny, Agnesi




Praca na Waszych produktach to przyjemność.    


Krem brokułowy
700 ml bulionu warzywnego
2 duże brokuły
6 ząbków czosnku
1/2 kostki sera feta
2 szczypty gałki muszkatołowej
garść prażonego słonecznika
sól morska
świeżo mielony pieprz
olej dyniowy
Zagotowujemy bulion, wrzucamy brokuły podzielone na mniejsze części i gotujemy do miękkości. Przyprawiamy gałką muszkatołową i pieprzem oraz dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek, w razie potrzeby dosypujemy soli. Zdejmujemy z ognia i miksujemy blenderem. Na spód talerza układamy małe kawałki sera i wlewamy zupę. Podajemy zupę posypaną uprażonym na suchej patelni słonecznikiem. Polewamy zupę olejem dyniowym - 1 łyżeczka na porcję zupy.

czwartek, 30 października 2014

Chlebowe próby cz.6



Jesienna nuda i depresja nie dotyczy mnie. Po szalonym wrześniu liczyłam na spokojny październik, który okazał się być równie w biegu jak miesiąc wcześniejszy. Listopad wcale nie zapowiada się spokojniej, bo planów i notatek w kalendarzu z każdym dniem przybywa. W wolnych chwilach łapię oddech i …. I co? Piekę sobie chleb. Tym razem powstał taki, który przypomniał mi serial, który dość dawno temu emitowano w telewizji. Chodzi mi tu o film ,,Kasia Tomek”. W jednym z odcinków jest taki zabawny dialog: ,,- Kasiu, znowu kupiłaś te wstrętne ciężkie chlebiory? – Tak, bo są bardzo zdrowe. – A nie moglibyśmy choć raz zjeść takich mięciutkich, puszystych bułeczek, kajzereczek?” Tak to sobie mniej więcej rozmawiali o chlebie. I faktycznie coś w tym jest, że te żytnie chleby to faktycznie trochę taki chlebiory, ze względu na ciężką, niepuszystą strukturę. Nie ma w nich wielkich dziurek, a skórka nie jest jakoś specjalnie cieniutka i  chrupiąca, a raczej gruba i lekko gumowata. Ale tak to już jest z chlebami żytnimi zakwasowymi. I jakoś nigdy nie wierzę sprzedawcom, że ich puszyste chlebki faktycznie nie zawierają drożdży i są na prawdziwym żytnim zakwasie. Trochę bochenków upiekłam, dorobiłam się kilku autorskich receptur i trudno mnie oszukać. Zabrałam się zatem za kolejną recepturę. Tym razem wybrałam w większości cięższe typy mąki – pszenną graham i żytnią plus pszenną chlebową. Jesienią pasują wyraziste smaki, dlatego zdecydowałam się na kminek, koper włoski i dla nadania lekkiej ostrości prażoną cebulkę. Dla zdrowotności dosypałam karob, a dla smaku i koloru dolałam ciemną, bardzo ciemną melasę. I choć nie na zakwasie, powstał czarny, ciężki chleb z maluteńkimi dziurkami. Smak jest ciekawy, choć zakładam, że nie wszyscy będą amatorami na niego, bo obecność kopru włoskiego nieco komplikuje smak. Polecam jednak spróbować, przecież zawsze można pominąć lub wymienić dodatki smakowe.

Eksperymentalny czarny chleb


400g mąki żytniej typ 720
400g mąki pszennej graham typ 1850
400g mąki pszennej chlebowej typ 750
600ml wody
15g świeżych drożdży
2 kopiaste łyżki karobu
30ml ciemnej melasy
1 paczka prażonej cebulki Appetita
1 łyżeczka zmoździerzowanego kminku Appetita
1 łyżeczka zmoździerzowanego kopru włoskiego
2 płaskie łyżeczki kamiennej soli
Do miski wsypujemy wszystkie rodzaje mąki, karob, sól i przyprawy. 




Dodajemy melasę. W wodzie rozpuszczamy drożdże. W robocie na pierwszej prędkości mieszamy składniki sypkie z melasą. Stopniowo dolewamy wodę z drożdżami i wyrabiamy ciasto. Jest gęste i ciężkie. Odstawiamy do wyrośnięcia na 2 godziny. 




Po tym czasie formujemy bochenek i przekładamy do koszyka do wyrastania. 

 
Piekarnik rozgrzewamy razem z naczyniem żeliwnym do 210 stopni. Przekładamy chleb i pieczemy przez 25 minut pod przykryciem. Zdejmujemy pokrywę i dopiekamy kolejne 25 minut. Wyjmujemy chleb z naczynia i studzimy na kratce kuchennej.


czwartek, 23 października 2014

Kawał mięcha…



Moje myśli kierują się w przeszłość. Już jako dziecko lubiłam mięso mielone, najlepiej w formie ,,pączków”, czyli kotletów. Co jakiś czas, kiedy mamy w domu taki właśnie obiad, wspomina się moją wypowiedź z dzieciństwa:,, Ja lubię te pączki”. Mama zawsze przyprawiała je klasycznymi przyprawami: solą, czarnym pieprzem, cebulą i ogromną ilością majeranku. Smakowały wyśmienicie i czasami w takiej wersji je przyrządzam. Od czasu, kiedy objęłam we władzę kuchnię, mięso mielone przyjmuje rozmaite formy. Jako typowy mięsożerca uwielbiam pożerać je w wersji surowej, choć wiem, że to niezdrowo. Odpowiada mi żelazisty, krwisty posmak surowej wołowiny, choć takie dobrze przyprawione mielone wieprzowe w wersji nieprzetworzonej też całkiem nieźle smakuje. Jakiś czas temu wspominałyśmy pieczeń rzymska, taką z jajkami w środku, jednak w wersji na twardo nie mogę ich jeść, dlatego postanowiłam przygotować coś na kształt takiej właśnie pieczeni, ale bez szkodliwych dla mnie dodatków. Nie potrzebowałam jakichś specjalnie wymyślnych, bo chciałam zachować smak mięsa i poszczególnych elementów dania. A żeby było ładnie, komponowałam dodatki także pod względem kolorystycznym – wybrałam zieleń szpinaku, natki i tymianku, czerwień, żółć i pomarańcz papryki, a także rumianość boczku po upieczeniu. Z resztą boczek nadał całej pieczeni delikatny posmak wędzonki. Powstała porcja bardzo słuszna, tak zwany kawał mięcha. 




Nie daliśmy rady zjeść całości, dlatego oprócz podania w wersji obiadowej, wykorzystałam pieczeń jako dodatek do kanapek i powiem szczerze, że to świetny pomysł, żeby wyeliminować kupne wędliny, które tak naprawdę niewiele wspólnego mają z naturalnym smakiem mięsa.

Faszerowana pieczeń z łopatki 




800g łopatki wieprzowej
1 biała cebula
2 ząbki czosnku
1 papryka czerwona
1 papryka żółta
1 papryka pomarańczowa
300g szpinaku
2 jajka
1,5 czerstwej bułki
2 kopiaste łyżeczki musztardy ziarnistej
1 łyżka listków tymianku lub 1 łyżeczka suszonego Appetita
1 łyżka posiekanej natki pietruszki lub 1 łyżeczka suszonej Appetita




gałka muszkatołowa Appetita
sól
świeżo mielony kolorowy pieprz Appetita
kilka plasterków surowego wędzonego boczku
Łopatkę mielimy. Bułkę namaczamy w wodzie. Cebulę i czosnek siekamy. Szpinak rozmrażamy i odsączamy. Papryki obieramy i kroimy w krótkie paski. Na rozgrzaną patelnię wlewamy oliwę z oliwek, dodajemy cebulę i czosnek i przesmażamy chwilę. Następnie dodajemy szpinak i dusimy bez przykrycia, przyprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową. Masę należy dobrze odparować i wystudzić. Mielone mięso mieszamy z dobrze odsączoną bułką, jajkami, musztardą i ziołami. Masę mięsną doprawiamy solą i pieprzem, dokładnie mieszamy. Na stole rozkładamy folię spożywczą, a na niej formujemy prostokąt z mięsa,


na połowie rozkładamy szpinak, a na nim układamy paprykę.

 
Zwijamy w roladę. Przekładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia - co nie jest łatwe, bo mięso jest delikatne, dobrze mieć kogoś do pomocy. Na wierzchy układamy plasterki boczku, lekko je wciskając. 




Pieczemy w piekarniku nagrzanym na 200 stopni przez godzinę. Pieczeń można zjeść w formie obiadowej na ciepło lub na zimno wykorzystać do kanapek .