wtorek, 20 września 2016

Klimaty warsztatowe…



Zamykamy kwartał warsztatami w Szczonowie. Co nie oznacza, że kończymy cykl. Szał bitewny dopiero nadchodzi i przypadnie na październik i listopad. Tymczasem najpierw musiałyśmy dotrzeć do Szczonowa – jaka ja to mawiam – wsi w środku lasu. W drodze towarzyszyła mi moja mama, której klimat spotkań bardzo się podoba, a i nowe znajomości z prezesem Kubą i Agą bardzo ją ucieszyły. Za każdym razem, kiedy myślę o wcześniejszych warsztatach w Szczonowie, przypomina mi jedna z myśli, która tam padła - ,,Pani, przykryj ten garnek, bo ciepło ucieka!”. No faktycznie coś w tym jest. Panie schodziły się powoli i zaczęliśmy z małym poślizgiem, ale, ale finalnie osób uzbierało się sporo. Grupa w miarę sprawnie pracowała i zadawała sporo pytań. 


Na maksa musiałam się zaangażować i tak naprawdę potrzebna byłam wszędzie, włącznie ze staniem przy garnku i mieszaniem. Ucieszył mnie fakt, że wśród osób gotujących były dzieci – brat i siostra, którzy pod czujnym okiem i niewielką pomocą mamy gotowały zupę. Chłopiec dokładał wszelkich starań, by danie było udane i smaczne. Tak sobie teraz myślę, że to dobry materiał na prawdziwego kucharza.



Rzeczywiście zupa wyszła doskonale i myślę, że dzieci powinny być z siebie dumne. A sama mama dumna ze swoich pociech. Tymczasem prezes Kuba był w średnim humorze, takie odniosłam wrażenie, i gdzieś zabrakło mi jego oryginalnego poczucia humoru. Nadrobiła jednak Agnieszka, która coraz bardziej otwiera się i z początkowo stonowanej i spokojnej osoby wychodzi powoli charakterna bestia. Jak mawiają moi gimnazjaliści – lubię to!
Co tym razem ugotowaliśmy?

Menu

*Zaplanowałam typowo sezonowe – jesienne dania, w których dominowały mocniejsze smaki i łatwo dostępne teraz składniki – brokuły, jabłka. A z drugiej strony pojawiły się produkty de luxe – łosoś, cheddar, brie, mascarpone, wino.  

Pasta śledziowa


Crostini z tatarem z łososia


Zupa z brokułów


Makaron z brokułami w sosie serowym

Jabłka pieczone z cynamonem i brązowym cukrem podane z kremem mascarpone


Komu dziękujemy? Podziękowania kieruję do partnerów naszych warsztatów kulinarnych – Hendi, Kenwood, Appetita, Monini, Teekane, Jan Niezbędny.

wtorek, 13 września 2016

Łódź i Affogato warte poznania…



Wieczorne wypady na kolację i to wcale nie blisko powoli stają się tradycją. Tomek – zastępca szefa kuchni w ustkowym Dymie na wodzie i  ja tym razem zabraliśmy ze sobą jego babcię i moją mamę. I tak w czwórkę udaliśmy się do Łodzi. Dlaczego? Powód był jeden – osoba Macieja Rosińskiego. Jako kulinarni wariaci obserwujemy tego Pana już od dłuższego czasu. I znowu pytanie dlaczego? Powody są dwa – Affogato i czekolada. 


Affogato to restauracja, której szefuje Maciej Rosiński, z drugiej strony podglądamy mistrzowskie torty, dlatego ja nazywam go – Królem Czekolady. Podróż w upalny dzień w klimatyzowanym aucie nie była uciążliwa, a i rozmów nie było końca. Szybko więc znaleźliśmy się w Łodzi, a że trochę wcześniej to i w sumie dobrze, bo okupiłam się w swetry. No typowa kobieta – stroić się lubi. Tymczasem o 18.00 zawitaliśmy w rzeczonym Affogato. Na początek miło powitały nas dziewczyny z obsługi, co naprawdę dobrze wróżyło. Na pierwszy rzut oka samo miejsce jest śliczne – jasne, prosto urządzone, bez zbędnych dupereli i bezsensownych udziwnień. Do tego piękne drewniane stoły, które przywodzą na myśl prawdziwą domową kuchnię z rodzinną atmosferą. Zamysł był prosty - spróbować tyle, ile się da. Zatem każdy wybierał inne dania w przekroju od przystawki, przez zupę, danie główne i deser. Jakie wrażenia? Po pierwsze przystawki – spróbowaliśmy wszystkich z karty i to, co nas uderzyło, to ilość elementów w każdej z nich. W sumie każde danie jest wielopoziomowe w smaku i skomplikowane w ilości elementów składowych. Najpierw próba każdego elementu osobno, a później łącznie – i tak przy każdym kolejnym daniu. Mnie zachwycił sos chili, Tomka olej lubczykowy.



I co jakiś czas padały stwierdzenia typu - ,,Nie żałuję, że to zamówiłam” – tak powiedziała moja mama o mozzarelli z musem z owoców leśnych i ziemią truflową.   



Dalej zupy – w karcie są dwie i w zamówieniu siły rozłożyły się 3:1 dla consomme z wolno gotowanym jajkiem, makaronem i kaffirem. 



Obydwie wyśmienite i porcje tak olbrzymie, że obawiałam się gdzie zmieszczę resztę dań. Kolej na dania główne – tu spróbowaliśmy: stek,



perliczkę 


i jagnięcinę. 




Babcię Tomka uwiodła komosa, którą jadła pierwszy raz w życiu. Dla mnie ucztą było mięso perliczki – delikatne, soczyste i w towarzystwie wszystkich dodatków tworzące prawdziwą symfonię smaków. Skoro nie było możliwości skosztować tortów, musieliśmy zadowolić się deserami z karty. Ale, ale… wcale nie żałujemy. Torty zamówimy odpowiednio wcześniej kolejnym razem. Spróbowane desery jednak zaświadczyły, że Maciej Rosiński naprawdę jest Królem Czekolady – bo czekoladowe detale powalały i w smaku, i wyglądem.









Podczas kolacji nasze zachowanie mogło budzić zastrzeżenia, bo z Tomkiem wyżeraliśmy sobie z talerzy, karmiliśmy się nawzajem i wymienialiśmy głośno poglądy. A kelnerki i pani menadżer musiały mieć z nas niezły ubaw. Tymczasem na chwilę zatrzymam się na dziewczynie, która nas obsługiwała. Była to niezwykła osoba, która z lekkością i czarującym uśmiechem przemieszczała się po lokalu. Tolerowała nasze zbyt długie wybieranie dań z karty. I jak to skomentował Tomek - ,,Jest urodzona do tej pracy”. Ale, ale… chyba twarde serce Tomka zmiękło, bo jeszcze do dziś wspomina tego Anioła. Na pochwałę tak naprawdę zasługują wszystkie dziewczyny, bo i miłe, i uśmiechnięte, i obeznane w temacie swojej pracy – naprawdę mało kiedy spotkać można tak dobrą i profesjonalną obsługę. Brawo! Brawo! No i nie udało nam się wszystkiego spróbować, ale to przynajmniej powód, żeby do Affogato jeszcze zawitać. Tymczasem Maciej Rosiński pracuje nad drugim lokalem i to nas bardzo cieszy, bo jedno miejsce dla takiej osoby – z takim talentem, kreatywnością, smakiem -  to za mało. I do tego ta piękna filozofia szefa - ,,Gotuję z pasją i sercem” 0 no i to jest oczywiste. Życzymy powodzenia i trzymamy kciuki za wszelkie działania. Do zobaczenia – oby jak najszybciej!

poniedziałek, 12 września 2016

Królowe pieczarka i gruszka…



To były udane warsztaty. Naprawdę udane. Dlaczego? Kameralne grono, które zebrało się dzisiaj w Komorzu Przybysławskim pozwoliło nam trochę się poznać, ale co najważniejsze wiele się nauczyć, intensywnie popracować i przyrządzić kilka smacznych dań.



Panie były bardzo zaangażowane i zainteresowane, stąd padało mnóstwo pytań i mogły podszkolić się technicznie, a kruczki kulinarne naprawdę spodobały się i znalazły uznanie. Mojej mamie, która od jakiegoś czasu zwiedza ze mną okolice Żerkowa, mało, że okolica się spodobała to i klimat moich warsztatów kulinarnych.  W drodze powrotnej w przypływie dobrego humoru usłyszałam taki oto komplement:,, Trzeba mieć ale łeb, żeby przy tak małym budżecie ugotować pięć dań dla tylu osób”. Powiem szczerze i nieskromnie, że poczułam się dumna sama z siebie. Ostatni czas nie jest dla mnie najlepszy, ale taka opinia pozwoliła mi poczuć się lepiej. Co ugotowaliśmy w Komorzu Przybysławskim?

Menu warsztatów – z komentarzem

Sałatka kurczakiem i curry


*Ot taka sobie niby banalna rzecz –połączenie kurczaka, selera, ananasa, śmietany i sporej ilości curry, ale dodatek cząbru do mięsa zrobił swoje i przeniósł to proste danie na wyższy poziom. I w końcu udało mi się przekonać nawet najtwardsze zwolenniczki majonezu, że można jednak połączyć sałatkę w inny sposób.   

Makaronowa sałatka z ciecierzycą i łososiem


*No makarony to w Polsce stanowczo są lubianym składnikiem. Moja mama na zimno nie przepada za nimi, więc i ta sałatka nie znalazła jej jakiegoś wielkiego uznania, ale panie uczestniczki chwaliły. Myślę więc, że można i makaron zjeść na zimno i bez majonezu.

Pieczarki faszerowane jarmużem i serem brie


*Strzał w dziesiątkę. Zwykle kupuję maleńkie pieczareczki, bo wielkie jakoś i brzydkie, i kapciowe mi się wydają. Tymczasem do faszerowania te olbrzymy nadały się znakomicie. Panie upchały w nie, zgodnie z moja recepturą, jarmuż, czosnek, sok cytrynowy, tymianek i ser brie. Zapiekły całość w piekarniku i podały genialne danie. A pochwał nie było końca – a że smak dobry, a ze soczyste, a że proste i w ogóle super. Tu dziękuję serdecznie paniom z wrzesińskiego Kauflandu, bo zasugerowały mi wybór sera, który był naprawdę wysokiej jakości. Tak na marginesie – zawsze mogę na nie liczyć. Duża buzia drogie panie.   

Pikantna (lub jak to nazywam – piekąca) zupa z dyni -  przepis tutaj - http://kuchareczkagaduleczka.blogspot.com/2011_09_01_archive.html
*Danie to do wykonania przypadło pani w podeszłym wieku. I naprawdę polubiłam tą panią. Dlaczego? No, no próg ostrości godny podziwu i ten jej szelmowski uśmiech i błysk w oku, kiedy powiedziała: ,,A może dodamy jeszcze odrobinę imbiru?” No i buch dwie wielkie szczypty. ,,A może świeżo mielonego pieprzu?” – jak mawiała w Ustce Ewelina. No oczywiście! Tymczasem prezes Kuba niepocieszony obecnością kminki i to w dodatku prażonego dostał swoją porcyjkę bez tego obrzydlistwa – jak to się wyraził. No ale próbował, naprawdę próbował się przełamać, bo spróbował samego prażonego kminku. No niestety niechęć pozostała, ale ja się nie zniechęcam i w końcu uda mi się go przekonać, że kminek jest naprawdę dobry.

Gruszki w winie z kremem mascarpone z kardamonem, wanilią i winnym sosem


*W końcu do pracy zagoniłam prezesa Kubę


 i Agnieszkę. Z przyjemnością obserwowałam ich duet, bo zachowywali się jak stare dobre małżeństwo i co jakiś czas wymieniali wobec siebie małe złośliwostki i prztyczki, oczywiście z ogromnymi uśmiechami. Śmietanę ubili wzorowo, krem wyszedł pyszny i w pięknym kolorze. A cały deser był symfonią smaków i powiem, że smakował mi bardzo, bo nie był nadmiernie słodki. I sama nie wiem jak tak wstrętne wino – sama nie wiem jak je wybrałam – mogło tak genialnie skomponować bazę sosu.

Wśród uczestniczek na uwagę zasługuje Edith – dzisiaj mocno spóźniona -  to dziewczyna, która niesie w sobie ogromną pozytywną energię, zasoby poczucia humoru, którymi obdarowałaby całą rzeszę ludzi i od początku bardzo się polubiłyśmy. Dziękuję ci kochana za anielskie moce! Dla Ciebie też duża buzia.
Komu dziękujemy? Podziękowania kieruję do partnerów naszych warsztatów kulinarnych – Hendi, Kenwood, Appetita, Monini, Teekane, Jan Niezbędny.




środa, 7 września 2016

Dynia raz jeszcze…



Skoro pani Dynia hoduje tak olbrzymie okazy, rozkrojenie jednego wiąże się z wariacjami dyniowym i to wieloma. Początkowo pomyślałam o sprawdzonych recepturach, ale, ale… po co sobie ułatwiać życie i kroczyć znajomymi ścieżkami? Zupy to jest to, co niezmiennie lubię, dlatego nie ustaję w kolejnych próbach. Tym razem połączyłam szafran, który ostatnio ktoś określił jako smak, który się ciągnie, łagodną dynię i chili – kusiło mnie sięgnięcie po wersję wędzoną, ale wyhamowałam. Co nie znaczy, że nie zaryzykuję kolejnym razem. Jako element zakwaszający lekko całość wybrałam żółte pomidorki, które nadal w nadmiarze znoszę do domu. Co wyszło? Zupa smakowała mi bardzo, nawet mama, która nie jest zwolenniczką dyniowych zup tym razem stwierdziła, że jej smakuje. No i dobrze. Tymczasem według mnie zupa jest jesienna i od razu na myśl przychodzi mi po raz kolejny sięgnąć po Dolinę Muminków w listopadzie.
Była późna jesień. Włóczykij szedł dalej na połu­dnie, lecz co jakiś czas rozstawiał namiot i pozwalał dniom mijać, jak chcą, chodził sobie i przyglądał się różnym rzeczom, nic nie myśląc i nic nie pamiętając, i dużo spał. Zachowywał ostrożność, ale niczym się właściwie nie interesował i nie obchodziło go, dokąd idzie - chciał tylko iść dalej.
No i taki mam plan na jesienne wolne dni, bo ogrom obowiązków w dni powszednie mam zatrważający. Już teraz posypiam popołudniami, żeby kolejnego dnia mieć pełnię sił. I czekam aż jak Włóczykij będę mogła posłuchać tylko szumu deszczu.
Delikatny szum deszczu i spływającej wody nie zmieniał się, dźwięczała w nim wciąż ta sama, łagodna nuta samotności i doskonałości.

Zupa dyniowa z szafranem


¼ dużej dyni obranej i pokrojonej w kostkę


2 ząbki czosnku pokrojone w plasterki
1 por pokrojony w plasterki
3 ziemniaki pokrojone w kostkę
0,5 łyżeczki szafranu
szczypta płatków chili
1 liść laurowy Appetita
1 ziele angielskie Appetita


garść żółtych pomidorków przekrojonych na połówki
sól
świeżo mielony pieprz Appetita
oliwa
W garnku rozgrzewamy oliwę i przesmażamy na niej czosnek i por. Dorzucamy ziemniaki i jeszcze chwilę smażymy. Wrzucamy dynię, mieszamy i smażymy kilka minut. Wlewamy wodę lub bulion warzywny tak, by przykryły warzywa. Dodajemy szafran, chili, sól i pieprz. Gotujemy 20 minut. Następnie dorzucamy pomidorki i gotujemy 15 minut. Na końcu blenderujemy zupę na krem.