górzyste tereny i pośród nich ruiny zamku,
po drugie spokój wynikający z otoczenia,
po trzecie wspaniałe dania regionalne. Pobyt nie był zbyt długi, więc niewiele udało nam się skosztować, ale na uwagę zasługują dwie zupy i dwa dania mięsne. Zachwyciła mnie szczególnie polewka jurajska – taka z maślanki podana z ziemniakami, smażonym boczkiem i posypana szczypiorkiem – jak się okazało miejscowy kucharz został za nią nagrodzony. Postaram się odtworzyć ją w domu i niebawem zamieszczę informację o efektach. Drugie miejsce zajęła według mnie zupa ziemniaczana z borowikami – delikatna, kremowa, z dodatkiem pokrojonych drobniutko warzyw i aromatyczna od grzybów. Jako zatwardziały mięsożerca szczególnie przyglądałam się daniom mięsnym. I tak: smakowitą propozycją była wołowina podana w sosie z zielonym pieprzem, ale na kolana powaliła nas ,,niedźwiedzia łapa”. Cóż to za stwór? – zapytacie. Już wyjaśniam. To stek z wołowiny przekrojony w dwóch miejscach na kształt łapy tego przeogromnego zwierza, pazury zaś owinięte zostały plastrami boczku – dla mięsożerców prawdziwa uczta. Moją uwagę przykuł niesamowity grill umieszczony w szałasie.
Tylko spójrzcie i puśćcie wodze fantazji, co można na nim przyrządzić...
,,Podróżować jest bosko”, jak śpiewała Kora. Życzę więc wszystkim wspaniałych i pełnych smaków wakacyjnych wypraw.
Kasiu,pozazdrościć wyjazdu.
OdpowiedzUsuńPięknie i smacznie!
Ah wszyscy wkoło opowiadają o swoich wakacyjnych wojażach, a ja niestety (albo właśnie stety? :P) mam to wszystko przede mną. Już nie umiem się doczekać wyjazdu i związanych z nim kulinarnych uniesień ;) A niedźwiedzia łapa brzmi ciekawie :D! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń