środa, 27 listopada 2013

,,Czerwona obsesja” i filmowa kolacja …



Limit czerwoności wykorzystałam w dzieciństwie, jednak dotyczy on tylko ubioru. Faktycznie całe moje ubranie było czerwone – co potwierdzają zdjęcia, dlatego teraz nie kupuję niczego w tej barwie. Jednak czerwień lubię w odniesieniu do jedzenia – wiśnie, jabłka, buraki, marchew – wszystko to jest gdzieś blisko niej. No i oczywiście wino – stanowczo wolę czerwone niż białe, wytrawne i półwytrawne niż słodkie i półsłodkie. Tegoroczny food film festiwal organizowany przez kuchnię+ jak zwykle oferował sporą ilość filmów, jednak ja zdecydowałam się na Czerwoną obsesję, a po niej na kolację filmową wydawaną w Concordii Taste w Poznaniu. Sam film zachwycający – to dokument o branży winiarskiej we Francji i Chinach, pełen niesamowitych krajobrazów i opowiedziany głosem Russella Crowe’a. Istotą jest wino Bordeaux – i jego przyszłość. Ciekawymi wątkami, poruszanymi przy okazji wina,  są różnice kulturowe zachodu i wschodu, ludzka natura, potrzeba społecznego awansu i chciwość, powiedziałabym nawet zachłanność. Niezwykle ciekawą myśl dał -  nam  oglądającym film – Robert Makłowicz, z którym można było porozmawiać po projekcji, jak i podczas kolacji. Stwierdził on, że jeśli mamy dostosować idealnie wina do tego, co rośnie w Polsce i z czego korzystamy w kuchni, powinniśmy wybierać wina węgierskie, austriackie i z Moraw, a nie na przykład z Nowego Świata. Powiem szczerze, że cały czas myślę nad tą refleksją – szukam, czytam i stwierdzam, że nie jest bez racji. Dalej pozostała już tylko kolacja – już dawno nie jadłam tak późno – po 22.00, ale raz nie zaszkodzi. Menu opracowane przez szefa kuchni Tomasza Trąbskiego zapowiadało się imponująco.

Amuse boucle
tatar z lagustynek/chrupiąca skórka prosięcia



Przystawka
gravlax z łososia szkockiego/buraczkowa remulada/mus z karczocha/ikra z jesiotra/rzodkiewka



Zupa
zupa cebulowa w trzech odsłonach/grzanki z chleba z parmezanem




Danie główne
comber z sarny/puree z pieczonych kasztanów/karmelizowana szalotka/warzywa sezonowe/chipsy z topinamburu



Deser
ciasto czekoladowe z chilli/mięta/espuma z klementynek



Na koniec
 mini deska serów zagrodowych



Czy faktycznie takie było? O gustach nie dyskutuje się, ale były mocne i słabe punkty tej kolacji. Stanowczo najmocniejszym – i tu chyba zadziwię wszystkich – był deser (przecież ja ich nie lubię ) – ciasteczko z musem czekoladowym nie było słodkie, raczej lekko ostre, a espuma z klementynek pasowała idealnie i nie spływała  - raczej wyglądała trochę jak pyza.  Przystawka też smakowita i ładnie podana. Do gustu przypadła mi również zupa – delikatna  w smaku, lekka, z kilkoma wersjami cebulki. Niestety słabo wypadło danie główne, bo chociaż zamysł był dobry – wykonanie już słabsze – po pierwsze stylizacja dania – proszę tylko spojrzeć. Po drugie takie bezsmakowe puree z kasztanów i chipsy z topinamburu plus niedoprawiona sarnina nie tylko mi nie przypadła do gustu. A szkoda, myślę, że warto spróbować dań z dziczyzny w zamku w Dubiecku, wtedy będzie jasne jak powinny one smakować. Deska serów – okazała się być kawałeczkiem deseczki i nikt nie poinformował gości cóż to za sery się na niej znajdują – też żałuję, bo jeden z nich smakował mi bardzo i chętnie bym go zakupiła. Tak czy owak kolację uważam za udaną – głodna nie wyszłam, wiele ciekawych rzeczy podpatrzyłam i to mnie bardzo cieszy. Ogromny plus dla szefa kuchni – Tomasz Trąbskiego – który tzw. wydawkę robił na żywo, z uśmiechem na twarzy i widać było, że ta praca daje mu wiele satysfakcji. A wiem, że nie jest łatwo pracować, kiedy na ręce patrzy ponad 130 osób.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz