Wczorajsze kulinarne spotkanie
w Żerkowie okazało się być rocznicowym. Dlaczego? Prezes Kuba doliczył się, że
to nasze 25 warsztaty. A ja przeliczyłam, że do tej pory uczestniczki łącznie
wykonały 126 dań i żadne się nie powtórzyło – zgodnie z obietnicą złożoną
samemu Prezesowi. Tym razem trafiła mi się grupa w większości nauczycielska i przyznam,
że napawał mnie ten fakt obawami, bo niestety znam to środowisko od środka. Na
szczęście okazało się, że panie były wesołe i bardzo zaangażowane w działania
kulinarne.
Tam gdzie pojawiały się wątpliwości dopytywały i nie było wpadek
typu gałęzie tymianku posiekane razem z listkami i wrzucone do całego dania. A
takie kwiatki już przerabialiśmy. Tymczasem menu trochę zaskoczyło, bo
pokazałam, że można jeść pieczywo z wegańską pastą, zupę ugotować bez dodatku
mięsa, a danie główne wykonać w jednym garnku w 20 minut. Muszę wyróżnić tu
dwie grupy pań. Pierwszą z nich jest grupa, która przyrządzała carpacio z
buraczków i w przypływie twórczości z przygotowanych składników wykonała
dodatkowo sałatkę. Druga grupa to ta deserowa. Po pierwsze współpraca mamy i
syna była genialna, po drugie udało im się przyrządzić wyśmienity sos
czekoladowy, który zrobił wśród wszystkich uczestniczek furorę. I padały
pomysły do czego jeszcze pasowałby ten sos. Podoba mi się taka twórcza
atmosfera. Tymczasem nasz warsztatowy słowniczek poszerzyliśmy o kolejne
powiedzonko, tym razem niezbyt ładne, ale rozbawiło prezesa Kubę do łez. Jakie?
Ogień z d…, to tak odnośnie ilości pracy bądź przesypania dania głównego połową
słoiczka płatków chili. Co ugotowaliśmy?
Menu
wieczoru z komentarzem
Pieczywo
z kremem selerowym
*Seler
naciowy faktycznie jest wielofunkcyjny i skoro taka propozycja zasmakowała
mojej mamie, a to bardzo surowy krytyk, to myślę sobie, że znajdzie wielu
amatorów.
Polski
humus
*To
taka ciekawa propozycja, która nie wymaga tyle czasu, co prawdziwy humus.
Powiem tylko, że ta wersja stanowczo smakuje m bardziej, mimo że nie wygląda
ładnie. Ale nie wszystko co ładnie wygląda, dobrze smakuje.
Carpacio
z buraka
*Tu
padały pytania czym kroiłyście te buraki? Krojone były w wersję ozdobną i w
cieniutkie plasterki. To zasługa niezwykle poręcznego sprzętu w postaci tarek
Borner.
Ale, ale ostrożnie z paluszkami, bo sama przekonałam się, że potrafią
ściąć skórę do kości i mam pamiątkową bliznę do końca życia.
Kokosowy
krem z dynią
*Kolejne
zaskoczenie, że z tak małej ilości składników można uzyskać wielowymiarowy
smak, bo i ostry, i delikatny, i kwaskowaty. Ha, diabeł tkwi w szczegółach.
Makaron
z groszkiem, szynką i jajkami
*Proste,
szybkie i tanie – tyle.
Pieczone
owoce w sosie karmelowo – czekoladowym
*Radzę
wybrać jabłka bardziej miękkie i kwaskowate, bo sos naprawdę jest słodki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz