Na wielkiej zielonej polanie dziewczynka
leżała cicho i teraz już równomiernie oddychała. Dookoła słychać było tylko
szum wiatru w liściach, a szmerające gałęziami śmieszne rude wiewiórki ciekawie
na nią spoglądały. Skąd ona się tu wzięła? Kim jest? I jak dziwnie wygląda. Jej
blada twarz nie była już mokra od łez jak wcześniej, ale nadal wyglądała na
utrudzoną i wcale nie odcinała się bladością od jasnego gorsetu. Jasnoniebieska
tiulowa sukienka, choć nieco ubrudzona i poszarpana, nadawała jej książęcego tonu.
Kim ona jest? Kim ona jest? Jak się tu znalazła? Zaczęło się robić chłodno, a
ona westchnęła i powoli zaczęła się ruszać. Otworzyła oczy i ze zdumieniem
zaczęła się rozglądać. Gdzie ja jestem? – pomyślała. W oddali, gdzieś za sobą
słyszała jeszcze jakieś wrogie pomruki, ale nie przerażały jej już tak bardzo.
Wiedziała, że wydarzyło się wiele, bardzo wiele złego, ale nie chciała już o
tym myśleć i tego pamiętać. Coś odeszło i
nigdy już nie wróci. W pamięci miała słowa wiedźmy Dagmary:
- Absolutna miłość i oddanie to
podróż na szczyt. Jednak nim do niego dojdziemy musimy pokonać drogę. Ta osoba,
z którą wyruszamy w podróż nie musi dojść z nami na szczyt. Nie znaczy to
jednak, że my tam nie dojdziemy. Być może ta osoba nie jest gotowa, by tam z
nami pójść i chce zatrzymać się niżej. Potrzebuje więcej czasu lub innego
towarzysza. Nie oznacza to jednak końca miłości, a jedynie nowego towarzysza
podróży. Miłość się nie kończy nigdy! Traktowanie życia i miłości jako
niekończącej się podróży, a także świadomość, że Ci, z którymi wyruszamy nie
muszą być tymi samymi, z którymi dojdziemy na szczyt, otwiera nas na ludzi i
doświadczenia, a także pozwala nie chować urazy!
Starała się skupić na tym, co
usłyszała i na tym co działo się teraz. Powoli wstała, strzepnęła ziemię i
trawę z sukienki. Ruszyła przed siebie, spoglądała ze zdziwieniem dookoła.
Podobało jej się tu, bo czuła się spokojnie i bezpiecznie.
- No, obudziłaś się. –
usłyszała głos za sobą. – Już myślałem, że nigdy to nie nastąpi.
- Kim jesteś i gdzie ja jestem?
– zapytała dziewczynka.
- Twoim opiekunem i
przewodnikiem. Zapraszam cię do mojego świata. Możesz w nim gościć jak długo
chcesz.
- Podoba mi się tutaj. Ale sam
doprawdy nie wiem czego chcę. Ciągle słyszę straszne odgłosy, a we śnie atakują
mnie rozmaite demony, przed którymi powoli nie mam już siły się bronić. Siadam
wtedy na środku pustej i ciemnej sali, a one dopadają mnie ze wszystkich stron.
Tli się we mnie jeszcze trochę światłości i ona pozwala mi ocalić siebie. Nie wiem
jednak, czy jestem w stanie je pokonać… - szeptem wypowiedziała ostatnie słowa
i ze smutkiem pochyliła głowę, a po twarzy płynęły jej łzy.
Niebo lekko ciemniało, robiło
się chłodno i szaro, ale noc nigdy nie przychodziła. Wieczór pozostawał
wieczorem. Dziewczynka ze swoim towarzyszem przemierzała rozmaite ścieżki,
słuchała go uważnie, przyglądała się wszystkiemu i co jakiś czas ze zdumienia szeroko otwierała
oczy. Za każdym razem mocno trzymał ją za rękę, z czułością gładził po twarzy i cierpliwie opowiadał jej o życiu, o
uczuciach, o niej samej i o sobie. Jeszcze nie wszystko rozumiała, ale słuchała
uważnie i zapamiętywała.
- Czasami moim statkiem
sztormy bujały strasznie. Wypadałem za burtę i z całej siły chwytałem się jej,
by nie wypaść. Nie podawałem się nigdy. Mniej lub bardziej poobijany wracałem i
zawsze wyciągałem naukę, która pozwalała mi budować mój świat. Na swojej drodze
spotykałem demony, które atakowały mnie znienacka, ale i anioły, które
pozwoliły mi być tutaj gdzie jestem. Rozmawiaj ze mną, bo to pozwala nam ocalić
siebie bez względu na to jak jest trudno.
Z czasem światłość, która
nikle wcześniej się tliła w dziewczynce zaczęła rozpalać się. Nie wiedziała czy
to dobrze, czy źle, ale nie hamowała jej. Była ciekawa co się wydarzy, bo nowy
świat podobał jej się z każdą chwilą bardziej i bardziej. Czuła się w nim
dobrze. Na nowo spoglądała na różne rzeczy i zobaczyła, że świat nie jest zły,
a demony powoli oddalały się. Iskierki w jej oczach rozpalały się, gdy jej
towarzysz zbliżał się do niej. Czuła jego ciepło, oddech na swojej szyi i
obserwowała jego bacznie wpatrzone w nią spojrzenie. Czasami myślała co się za
nim kryje. Czuła, że ten świat, jego
świat, jest tym, w którym chce być zawsze, a nie tylko gościć w nim chwilowo.
Czas nigdy nie stoi w miejscu
i nie da się go zatrzymać. Kolejne pory roku przychodziły i odchodziły, a oni
szli razem. Z czasem jednak dziewczynka zauważyła, że wcześniej proste ścieżki
zaczęły się rozwidlać i czasami jej przewodnik mówił: ,,Chodźmy tędy”, a później
stwierdzał, że jednak wolałby iść tą, której nie wybrali. Powoli wracało
uczucie zagubienia, a otaczające ją kolczaste rośliny, których wcześniej nie
było raniły jej stopy, ramiona, twarz, a czasami nawet trafiały w serce. Dziewczynka
dzielnie przemywała rany, pozwalała im zagoić się, ale zaczęła dostrzegać, że
błysk w oczach jej przewodnika niknie, on przestaje opowiadać, a ona coraz
bardziej czuje się samotna i niewiele rozumie z tego, co się dzieje. Światłość
tliła się w niej nadal, ale powoli rozkwitał strach, że znowu przygaśnie. Gdzieś
w głębi serca czuła, że w pobliżu coś lub ktoś czyha gotowy do ataku. Tylko
kiedy to nastąpi? – myślała dziewczynka. Głęboko zastanowiła się i nauczona doświadczeniem
odpowiedziała sobie – To przecież jasne. W najmniej oczekiwanym momencie. Tego
nie da się przewidzieć. Pozostawało tylko czekać i obserwować rzeczywistość.
Pewnego wieczora utrudzona
dniem dziewczynka ułożyła się do snu. Nie mogła jednak zasnąć, bo gdzieś
instynktownie wyczuwała, że nie wszystko jest takie jak zawsze. Zaczęła
nasłuchiwać, ale otaczała ją tylko cisza. Cisza, która przerażała ją bardzo, bo
nigdy nie była tak wszechobecna. Skupiła się z całych sił, by odczytać cóż ona
może oznaczać. I wtedy pojawiła się czarna fala, która znienacka uniosła
dziewczynkę. Błękitna tiulowa sukienka plątała się wokół niej, a ona czuła, że krępuje
jej ruchy. Dziewczynka powoli traciła siły. Zaczęła opadać niżej i niżej. Absolutna
czerń zamroczyła ją całkowicie. Czuła ból i tylko ból, nie mogła się ruszyć. A
na sukience pojawiła się krew. Nagle w oddali usłyszała cichy głos przewodnika:
- Kochasz
mnie choć odrobinkę?
I wtedy światłość w jej sercu
rozpaliła się tak bardzo, że dziewczynka z całych sił zaczerpnęła oddech i
postanowiła walczyć. Wyrwała się z czarnej fali i zaczęła nad nią górować.
Robiło się jaśniej i jaśniej, a szum powoli ucichł. Wszystko zniknęło.
- Kocham Cię. Nie odrobinkę, tylko całym sercem. Dlaczego pytasz?
- Po prostu chciałem wiedzieć.
Chwycili się za ręce i rozpłynęli w
oddali. Wszystkie ścieżki wyprostowały się, a na polanie została tylko błękitna
sukienka.
Pasztet z galaretką z granatów
250g
masła
20dag
wątróbek drobiowych
250g
pieczarek
1/3
szklanki posiekanych szalotek
1
łyżka zmielonego czosnku
¼
łyżeczki pieprzu Cayenne Appetita
2,5
łyżki gruboziarnistej soli
1/3
szklanki białego wytrawnego wina
1,5
łyżeczki świeżego tymianku lub 1 suszonego Appetita
1,5
łyżeczki żelatyny
¾
szklanki schłodzonego soku z granatów
grzanki
do podania
Plastikową
folią wykładamy formę (15x15cm) i odstawiamy. Rozpuszczamy ¼ szklanki masła na
dużej patelni. Wrzucamy wątróbki, grzyby, szalotkę, czosnek i pieprz. Smażymy
około 5 minut, od czasu do czasu mieszamy. Dodajemy sól, wino i tymianek.
Zmniejszamy ogień i przykrywamy patelnię. Smażymy, aż płyn odparuje, a grzyby
zmiękną – 10 minut.
Przekładamy
zawartość patelni do blendera. Dodajemy pozostałe masło i 1,5 łyżeczki soli.
Miksujemy na gładką masę. Wkładamy do formy i wstawiamy na 30 minut do lodówki.
Wsypujemy
żelatynę do miseczki z 3 łyżkami soku z granatów – odstawiamy na 5 minut. W tym
czasie przygotowujemy naczynie z lodowatą wodą, podgrzewamy pozostały sok i
dodajemy do namoczonej żelatyny. Mieszamy do rozpuszczenia. Schładzamy miskę z
mieszaniną w lodowatej wodzie. Galaretkę wylewamy na pasztet i zostawiamy w
lodówce do zastygnięcia – około 3 godziny. Chwytamy za brzegi folii i wyciągamy
pasztet na półmisek. Podajemy z grzankami.