czwartek, 29 października 2015

Moja miłość (nie)Sezonova…



Uwielbiam gry słowne i chyba dzisiejszy tytuł jest tego wynikiem. Dlaczego? Słowo jako najmocniejsza siła naprawdę może wiele zdziałać, od rzeczy dobrych po naprawdę miażdżące. Zwykle rozumiane pobieżnie, prowadzące do zwykłej, codziennej komunikacji, czasami nieporozumień. Rozumiane metaforycznie prowadzi do sensów głębokich, wieloznaczności i rozmaitego odczytania. Bawię się słowami, prowokuję słowami, przekazuję czasami nieprzekazywalne. Okazuje się, że słowo, a raczej nazwa Sezonova, bo tak nazwał swój lokal mój kolega – mistrz foodfingerów- Przemek Kuśnierek, kryje w sobie wiele. Nie bez powodu nowy rawiczański lokal stał się moją miłością. Po pierwsze skrywa w sobie ideę sezonowości. Oznacza to, że szef – Przemek komponuje menu na bazie składników sezonowych. Co ciekawe, karta na nowo powstaje średnio co trzy dni i tak naprawdę jedzenie tutaj nie może się znudzić. Dalej sam lokal jest nowy w Rawiczu – czy też, jak skrywa w nazwie, novy - choć tak naprawdę już jakiś czas funkcjonuje. Nowością jest też fakt, że w ofercie posiada catering dietetyczny, mądre to i ma wzięcie. Podoba mi się, oj podoba, ta cała koncepcja. A jeszcze bardziej podoba mi się fakt, że Sezonova prowadzona jest nie tylko przez Przemka, ale i przez jego żonę Alicję. Zatem taki rodzinny projekt, który z jednej strony jest wynikiem pracy, ale z drugiej, kiedy się temu dokładnie przyjrzeć, wynikiem miłości zarówno do siebie nawzajem jak i do gotowania. Koniecznie trzeba zobaczyć jak wspólnie mówią o swojej pracy i z błyskiem w oku spoglądają na siebie. Można być i parą w życiu, i partnerami w pracy. Na zawsze w mojej pamięci zostaną opowieści Kuśnierków o tym jak wspólnie pracowali nad koncepcją restauracji, przy remontach i z jakimi problemami stykali się na początku wspólnej działalności. Polecam przyjrzeć się drabinie, która jest nieodłącznym elementem wystroju wnętrza, jak to określiła Alicja - ,,To drabina, która wiele widziała i wiele mogłaby powiedzieć”. 


A dla mnie to taki symbol wspinania się wspólnie na szczyt, nie tylko gastronomiczny, ale i emocjonalny pary, której związek opiera się nie tylko na miłości, ale i na wspólnej pasji. Dla mnie ideał związku między kobietą i mężczyzną. Co udało mi się spróbować w Sezonovej? Na początek zjadłam zupę z pora z jagodami goji, serem gorgonzola, pesto z rukoli z chipsami z tortilli pomidorowej. 



Dalej wybrałam pierś z kury faszerowaną burito z fasoli i czosnku, z pęczotto jęczmiennym z pomidorami i serem, a do tego sałaty z warzywami i lekkim sosem jogurtowym. 



Wyznaję zasadę – jak szaleć, to bez kasku, dlatego zjadłam też deser w postaci pieczonego jabłka z fondantem czekoladowym i sosem bananowo - pomarańczowym. 



Jako że lubię szaleństwem kulinarnym dzielić się, wycieczkę do Rawicza odbyłam z Tomkiem – zastępcą szefa kuchni w usteckiej restauracji Dym na Wodzie. Dlatego była szansa spróbowania więcej niż trzech dań. Co wybrał Tomasz? Zupę i deser ten sam co i ja. Natomiast przy daniach głównych poszalał, bo wybrał dwa. Jako pierwsze ragout z łososia, pomidorów i selera naciowego, zapiekane na placuszkach z cukinii ( ten element wzbudził nasz ogromny zachwyt), sałaty z dynią a’ la gyros i warzywami. 



A dalej burger drobiowy z młodymi liśćmi sałat, warzywami i owocami,   sosem ziołowym, w bułce z ryżu jaśminowego – i tu szef Przemek uraczył nas opowieścią jak to przypadkiem taka bułka powstała, a okazuje się być naprawdę dobrą rzeczą- przekładany pomidorem, cebulą i sałatą z serem, z dodatkiem ziemniaczków na maśle. 



Zaszczytem było poznać małą damę – Gabrysię - córkę właścicieli, która jest niezwykle sympatyczną i rozmowną dziewczynką, a do tego świetnie zorganizowaną, czym w osłupienie wprowadza czasami rodziców. Ale tę historię zachowam dla siebie.  


Tymczasem zainspirowana Przemku Twoim deserem – skombinowałam też deser, też na bazie jabłka, ale nieco inny. Na pewno jednak sezo(novy), bo jesienny.
A do Sezo(nowej) 



na pewno zawitam jeszcze wiele razy.

Jabłka z miodem i solonym masłem z dodatkiem sosu banonowo – pomarańczowego


4 duże jabłka – wybrałam szare renety
60g solonego masła
4 łyżeczki miodu
4 szczypty cynamonu Appetita
4 przyprawy – imbir, goździki, gałka muszkatołowa, pieprz Appetita – miksujemy w młynku Kenwood


4 kromki pszennego – tostowego chleba
150ml miłosławskiego perry gruszkowego
Rozgrzewamy piekarnik do 150 stopni. Myjemy i osuszamy jabłka. Odkrawamy 1/3 jabłka i usuwamy gniazda nasienne. Na blaszce układamy kromki chleba. Na nich jabłka – do każdego wkładamy miód, szczyptę cynamonu i szczyptę mieszanki 4 przypraw, wlewamy odrobinę cydru. Przykrywamy jabłka i w miejsce wykrojonych ogonków wkładamy kawałki masła. Zapiekamy 40-45 minut, jeśli owoce pękają obniżamy temperaturę do 120 stopni.
Sos
2 banany
1 szklanka soku pomarańczowego
Blenderujemy składniki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz