Odwiedziłam
dzisiaj we Wrześni moją ulubioną kwiaciarkę – Dorotę, zwaną przeze mnie
pieszczotliwie Moim Bukiecikiem. Nazwa nie bez powodu, bo jej kwiaciarnia zwie się
właśnie Dekoratornią
Bukiecik. Poznałyśmy się już spory czas temu dzięki warsztatom, które
organizuję i prowadzę. Tak powoli odkrywałyśmy wspólne tematy i pasje, a
okazało się, że mamy ich sporo – od dobrej kuchni, przez zainteresowania artystyczne,
po miłość do czytania. Tak sobie dyskutowałyśmy, przerzucając się opowieściami
o wpadkach pobliskich lokali gastronomicznych. I tak padła historia o tym, jak
z fety można zrobić ser kozi – porażający obraz, który może zmrozić krew w
żyłach, a faktycznie miał miejsce. Dalej o tym, jak można przez telefon
odrzucić klienta tak, że już nigdy nie zdecyduje się zjeść w danym miejscu. Nie
wiem, czy to głupota, czy może bezmyślny optymizm, że klient tak czy owak z
powrotem trafi do restauratora, który oszukuje bądź też po prostu ma go w nosie
i nie zamierza udzielić kompetentnie pożądanej informacji. Straszne to,
naprawdę straszne. Szkoda, że tak wygląda rzeczywistość małomiasteczkowych
lokali gastronomicznych. Myślę sobie tak, że jednak jest mnóstwo dobrych
kucharz i restauracji, które warto odwiedzić, bo można w nich dobrze zjeść i mieć poczucie, że ich dania to tak naprawdę
poczucie miliona smaków w ustach ( o jednym z nich napiszę niebawem). Sama takie dania lubię i zdarza mi się tak
długo nad czymś pracować, żeby osiągnąć taki efekt. Swego czasu ugotowałam chowder
z łososiem – taką delikatną zupę, w której dominował smak kukurydzy i
kremowość śmietany połączona ze specyficznym smakiem ryby. To jednak do końca nie
zadowalało mnie, bo czegoś tam brakowało. Powróciłam do receptury raz jeszcze znacznie
ją modyfikując poprzez dodanie składników i zwiększenie ilości tych, które
dodają ostrości. Efekt piorunujący – i pożądany - został osiągnięty. Zupa zyskała smak, a i moja
mama stwierdziła, że jest naprawdę smaczna. Kto jak kto, ale mama na zupach zna
się najlepiej i nigdy w życiu nie stanę z nią w konkury chociażby w gotowaniu
tradycyjnej zupy fasolowej. Próbowałam kilka razy i niestety nic z tego, smaku
maminej zupy nie odtworzyłam. Zostaje mi zatem chylić w tej kwestii czoła i
odpuścić sobie. W końcu czasami mogę oddać pola, przekazać kuchnię mamie, by
powstał tradycyjny obiad.
Zupa z krewetkami i łososiem
1 posiekana
cebula
2 posiekane
w pół plasterki por
3 gałązki
selera naciowego pokrojone w kostkę
3 ząbki
czosnku posiekane w cienkie plasterki
3 ziemniaki
pokrojonych w kostkę
5 marchewek
pokrojonych w kostkę
2l wody
świeżo
mielony kolorowy pieprz Appetita
duży pęczek
kopru lub 2 łyżki suszonego Appetita
300g fileta
z łososia pokrojony w grubą kostkę
500g
krewetek
200ml
śmietany 30%
1 puszka
kukurydzy
150g
utartego sera cheddar
sól
oliwa z
oliwek aromatyzowana pesto
Do
rozgrzanego garnka wlewamy oliwę i przesmażamy cebulę, czosnek i por. Gdy
warzywa podduszą się wrzucamy kukurydzę, seler naciowy, ziemniaki i marchew, chwilę razem przesmażamy
i wlewamy wodę.
Zagotowujemy, zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy 20 minut. Po tym czasie
wlewamy śmietanę i znowu zagotowujemy. Dorzucamy łososia i krewetki. Odlewamy
szklankę wywaru, dokładamy pokrojony w kostkę ser i blenderujemy. Przelewamy
mieszaninę do garnka. Gotujemy i mieszamy ostrożnie, żeby nie rozgniatać ryby.
Na koniec doprawiamy solą, pieprzem i koprem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz