Od wczoraj trzymam się klimatu
listopadowej Doliny Muminków. Nigdzie się nie spieszę, skupiam się na tym, co
mam do zrobienia i tak sobie rozmyślam. Nad życiem i nad sobą. Jestem jeszcze w
klimacie zamknięcia, choć gdzieś powoli pojawia się chęć wyjścia na zewnątrz.
(Filifionka) Pootwierała
wszystkie drzwi, otworzyła też szafę na ubranie, w której leżała jej podróżna
torba - i teraz nareszcie wiedziała, co zrobi. Uda się w odwiedziny. Chce
zobaczyć znajomych. Znajomych, którzy rozmawiają i są mili, którzy wchodzą i
wychodzą, i tak zapełniają cały dzień, że nie zostaje czasu na straszne myśli.
No właśnie, gdzieś w pewnym
momencie odcięłam się od towarzystwa innych osób i pozwoliłam sobie na bycie w
samotności. Z jednej strony blokował mnie brak czasu, z drugiej uwiązanie w
postaci obowiązków i remontów, z jeszcze innej po prostu chęć niemówienia i
niesłuchania. Ale, ale… przychodzi taki moment, kiedy chce się wyjść z tego
zamknięcia i zobaczyć jak wygląda świat po naszej nieobecności. Czy coś się zmieniło?
Czy ktoś zatęsknił? Bycie z samym sobą pozwala na wiele rzeczy spojrzeć
inaczej, na nowo i nagle okazuje się, że to, co do tej pory widzieliśmy codziennie
jest zupełnie inne.
Co mi się stało? – pomyślała ( Filifionka). -
Przecież ten abażur wcale nie jest czerwony, tylko lekko brązowy. Ale tak czy
inaczej, ja wyruszam.
Zmiana perspektywy pozwala
na nowy ogląd. I tak gdzieś w przeszłości przeżyłam sytuację, kiedy bardzo
chciałam się z kimś spotkać i tak odkładałam, odkładałam, aż… Niestety do
spotkania nie doszło i już nigdy nie dojdzie. Nie zdążyłam i cały czas mam
wrażenie, że coś mi uciekło. Chyba potrzebna mi jest taka świadomość, że są miejsca,
do których trzeba wracać, bo to właśnie tam są takty, które dopełniają
człowieka i jego życie.
Włóczykij nasłuchiwał i
czekał. Ale pięć taktów nie przychodziło. Czekał dalej, wcale się nie niepokojąc,
bo wiedział, jak to jest z melodiami. Słyszał tylko słaby szum deszczu i
ściekającej wody. Pomału zrobiło się całkiem ciemno. Wyjął fajkę i zaraz
schował ją z powrotem. Zrozumiał, że te pięć taktów zostało w Dolinie Muminków
i że ich nie znajdzie, dopóki tam nie wróci.
Często rozmawiam z uczniami
o życiu w ogóle. I tak dochodzimy do metaforyki, kiedy określamy życie jako
teatr, jako podróż. Chyba jednak nigdy jeszcze, choć to w sumie oczywiste, nie padło
określenie, że życie to rzeka. Sama nie wiem dlaczego. Przecież nieubłagany
czas ukrywa w sobie płynięcie i zmiany. I tak niektórych niesie ta rzeka
spokojnie, innych z całą siłą wywala do góry nogami.
Mniej więcej milę na wschód od
doliny doszedł do rzeki. Spojrzał w zamyśleniu na ciemną, płynącą wodę i
przyszło mu do głowy, że życie jest jak rzeka. Niektórzy żeglowali na niej
powoli, inni szybko, jeszcze inni przewracali się razem z łodzią.
Ostatnio stanowczo należałam
do grupy tych innych - podróżowałam łodzią, którą rzeka sponiewierała dość
mocno. Jednak trzymam się i stwierdzam, że znowu zaczynam żeglować powoli, choć
z łodzi została tratwa. I w sumie cieszy mnie to bardzo, bo obrałam nowy
kierunek podróży.
Będę patrzył na całkiem nowe
rzeczy. A to bardzo optymistyczna myśl. Czasami trzeba pozamykać drzwi i iść, po prostu iść.
Filifionka zamknęła drzwi i poszła.
Chlebki
naan
Zaczyn
10g drożdży
100g mąki pszennej 750
80ml mleka
Składniki łączymy i zostawiamy na godzinę do wyrośnięcia.
Ciasto
120g mąki pszennej 750
30ml jogurtu naturalnego
5g soli kamiennej
1 łyżka oleju winogronowego aromatyzowanego przyprawami
Dodatki
2 łyżki rozpuszczonego masła
2 posiekane ząbki czosnku
1 łyżeczka zmiażdżonych ziaren kolendry Appetita
Łączymy składniki ciasta z
zaczynem i 5 minut wyrabiamy ciasto na drugiej prędkości robota. Odstawiamy do
wyrośnięcia. Wyrośnięte ciasto wykładamy na stolnicę i dzielimy na 4 części. Z
kulek formujemy placki w kształcie łez. Układamy na blaszce do pieczenia
wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 250 stopni
przez 3 minuty, następnie wyjmujemy i smarujemy chlebki masłem wymieszanym z
czosnkiem i kolendrą. Dopiekamy kolejne 3 minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz