W sesji letniej zaplanowaliśmy
tylko dwa spotkania kulinarne, pierwsze w lipcu już dawno za nami, teraz
zrealizowaliśmy drugie. No oczywiście gdzie? W Dobieszczyźnie. To miejscowość,
w której regularnie spotykamy się w każdej sesji od początku. Cieszy mnie fakt,
że jeszcze nie znudziłam się. Coraz bardziej poznajemy się i powoli jest tak,
że wspominamy co było wcześniej. A to Paulina ma wypomnianą czekoladę zalaną
wrzątkiem, a to pan Stanisław przypomina jak bardzo zasmakowała mu zupa z
pokrzyw. I dobrze, że tak jest, bo znajomości coraz bardziej się zacieśniają i
dowiadujemy się coraz więcej o sobie.
Tym razem prezes Kuba zadał szyku
różowymi skarpetkami i osłodził nam życie winogronem. I w końcu pojawiła się
piękna Lilia w towarzystwie syna Szymona, bo ją zwykle omijają pyszności
ugotowane podczas warsztatów kulinarnych.
Co mnie zaskoczyło tym razem?
Zobaczcie komentarze do menu warsztatów w Dobieszczyźnie.
Menu
Sałatka
ryżowa
*Prosta
i sezonowa, ale bardzo zdrowa – na liście składników brązowy ryż, pomidory – oj,
Agnieszka nie była zadowolona, bo ich nie lubi – groszek, bazylia i element
chrupki w postaci prażonego słonecznika. Co ciekawe, znowu pojawił się problem
z bazylią, bo co dla mnie oczywiste, dla innych niekoniecznie. O co chodzi? Z
bazylii pozyskujemy tylko liście – kwiaty i gałązki są niepotrzebne!
Sałatka
jogurtowo – warzywna
*Mamie
Marysi bardzo, bardzo smakowała. Choć to zupełnie niewyszukane danie –
połączenie pomidorów, ogórków, ciecierzycy, jogurtu, mięty, soli i pieprzu. W
wersji mocno schłodzonej po prostu wyśmienita.
Zupa
z jarmużem i kiełbasą
*No
i tu były sporo kontrowersji. Dlaczego? To proste, bo zupa ma bardzo wyrazisty
smak i nie wszystkim przypadła do gustu. Określiłam ją w sposób następujący –
to propozycja dla facetów, bo pikantna i konkretna ze względu na dużą ilość kiełbasy
lub też ratunek poimprezowy na regenerację.
Kociołek
węgierski
*Tu
odsyłam po przepis do wpisu odsyłam tutaj
J
Śliwki
zapiekane pod cynamonowo – orkiszową kruszonką i sosem jogurtowo – miodowo -
lawendowym
*No i
co? Pan Stanisław, zwykle ekspert od konkretów, czyli zup i dań głównych,
przygotował przepyszny deser. Smak był wyważony, cynamon nie zabił deseru, lawenda
nie przemieniła go w mydlarnię, choć padło zdanie - ,,Lubię przesyt!” Cokolwiek
pan Stanisław miał na myśli tutaj panowała idealna harmonia.
Komu dziękujemy?
Podziękowania kieruję do partnerów naszych warsztatów kulinarnych – Hendi,
Kenwood, Appetita, Monini, Teekane, Jan Niezbędny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz