poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Letnie warsztaty…



W sesji letniej zaplanowaliśmy tylko dwa spotkania kulinarne, pierwsze w lipcu już dawno za nami, teraz zrealizowaliśmy drugie. No oczywiście gdzie? W Dobieszczyźnie. To miejscowość, w której regularnie spotykamy się w każdej sesji od początku. Cieszy mnie fakt, że jeszcze nie znudziłam się. Coraz bardziej poznajemy się i powoli jest tak, że wspominamy co było wcześniej. A to Paulina ma wypomnianą czekoladę zalaną wrzątkiem, a to pan Stanisław przypomina jak bardzo zasmakowała mu zupa z pokrzyw. I dobrze, że tak jest, bo znajomości coraz bardziej się zacieśniają i dowiadujemy się coraz więcej o sobie. 



Tym razem prezes Kuba zadał szyku różowymi skarpetkami i osłodził nam życie winogronem. I w końcu pojawiła się piękna Lilia w towarzystwie syna Szymona, bo ją zwykle omijają pyszności ugotowane podczas warsztatów kulinarnych. 



Co mnie zaskoczyło tym razem? Zobaczcie komentarze do menu warsztatów w Dobieszczyźnie.
Menu

Sałatka ryżowa


*Prosta i sezonowa, ale bardzo zdrowa – na liście składników brązowy ryż, pomidory – oj, Agnieszka nie była zadowolona, bo ich nie lubi – groszek, bazylia i element chrupki w postaci prażonego słonecznika. Co ciekawe, znowu pojawił się problem z bazylią, bo co dla mnie oczywiste, dla innych niekoniecznie. O co chodzi? Z bazylii pozyskujemy tylko liście – kwiaty i gałązki są niepotrzebne!

Sałatka jogurtowo – warzywna


*Mamie Marysi bardzo, bardzo smakowała. Choć to zupełnie niewyszukane danie – połączenie pomidorów, ogórków, ciecierzycy, jogurtu, mięty, soli i pieprzu. W wersji mocno schłodzonej po prostu wyśmienita.  

Zupa z jarmużem i kiełbasą


*No i tu były sporo kontrowersji. Dlaczego? To proste, bo zupa ma bardzo wyrazisty smak i nie wszystkim przypadła do gustu. Określiłam ją w sposób następujący – to propozycja dla facetów, bo pikantna i konkretna ze względu na dużą ilość kiełbasy lub też ratunek poimprezowy na regenerację.

Kociołek węgierski
*Tu odsyłam po przepis do wpisu odsyłam tutaj J

Śliwki zapiekane pod cynamonowo – orkiszową kruszonką i sosem jogurtowo – miodowo - lawendowym


*No i co? Pan Stanisław, zwykle ekspert od konkretów, czyli zup i dań głównych, przygotował przepyszny deser. Smak był wyważony, cynamon nie zabił deseru, lawenda nie przemieniła go w mydlarnię, choć padło zdanie - ,,Lubię przesyt!” Cokolwiek pan Stanisław miał na myśli tutaj panowała idealna harmonia.

Komu dziękujemy? Podziękowania kieruję do partnerów naszych warsztatów kulinarnych – Hendi, Kenwood, Appetita, Monini, Teekane, Jan Niezbędny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz